kontakt

niedziela, 12 maja 2013

By prawo znaczyło prawo, a sprawiedliwość sprawiedliwość

              Wszelkie badania opinii społecznej i to na całym świecie, wskazują, że przestępców odstrasza nie wysokość kary, ale jej nieuchronność i zdecydowanie spolaryzowany wymiar. Inaczej mówiąc sprawiedliwość. W Polsce od dawien dawna pokutuje przekonanie o względności orzeczeń sądowych. Praktycznie bezkarni są gangsterzy, milionowi defraudanci czy „świecznikowi” politycy (vide: Sawicka, Czarzasty, Wąsacz), a już szczególnie posłowie i ministrowie. Z drugiej strony w trybie „z bomby” karani są pijani rowerzyści czy „kolekcjonerzy” marihuany.
              Dochodzi do tego inercja wymiary sprawiedliwości, sprawy się ślimaczą, by w konsekwencji wylądować gdzieś na dnie jakieś szuflady. A to są źle przygotowane dowodowo, a to popełniono błędy proceduralne, a to wręcz dowody giną. Wcina je praktycznie wszędzie! W sądach, w prokuraturze, na policji! Tajemnicą poliszynela jest stronniczość sadów, by wręcz nie mówić o korupcji.
             Zmienił się zupełnie obraz adwokata. Jego rola nie sprowadza się do obrony oskarżonego, ale do szukania dziur w przepisach prawnych, do znajomości kruczków prawnych, by proces w nieskończoność przeciągać.
             Nie jest to przepadek, że Polska tyle spraw przegrywa przede Trybunałem Sprawiedliwości (Luksemburg) i Europejskim Trybunałem Praw Człowieka (Strasburg).
             Podejście do „sprawiedliwości” znakomicie ilustrują dwa przykłady.
               W grudniu zeszłego roku Janusz D. (58 l.) rzucił na Jasnej Górze w Częstochowie w obraz Matki Boskiej żarówkami wypełnionymi czarną farbą. Obraz był zabezpieczony i w zasadzie nie został uszkodzony. Mężczyzna prawdopodobnie jest chory psychicznie. Za ten czyn od razu usłyszał prokuratorskie zarzuty „zniszczenia dobra o szczególnym znaczeniu dla kultury i obrazy uczuć religijnych”. Grozi mu do 10 lat więzienia. 
 
 
             Na początku maja tego roku Policja ujęła w Poznaniu mężczyznę, Mieczysława K. (57 lat), który napastował dwie młode kobiety. Wcześniej był karany za gwałty, m.in. na dziesięcioletniej dziewczynce. Grozi mu 8 lat więzienia. 






             Nijak się to ma do społecznego poczucia sprawiedliwości! Coś jest tutaj postawione na głowie!
Przypomina się anegdota , jak to w sądzie oskarżony uporczywie, mimo upomnień, zwracał się do sędziego per „wysoka sprawiedliwości”. W końcu sędzia nie wytrzymał i wypalił:
            - Tu nie ma żadnej sprawiedliwości! Tu jest sąd!


sobota, 11 maja 2013

POsiedzenie komisji – przypierdolił mu czy nie przypierdolił?

             Kultura posłów (niezależnie od przynależności partyjnej) jest jaka jest. Jaki elektorat, tacy wybrańcy narodu. Najgorsze w tym wszystkim jest orwellowskie przekonanie – są równi i równiejsi – a my jesteśmy ci najrówniejsi, nam wszystko wolno! Wara od tego!
Na posiedzeniu sejmowej komisji infrastruktury, która przyjęła sprawozdanie z Rady Języka Polskiego (sic!), szef podkarpackiej Platformy Obywatelskiej Zbigniew Rynasiewicz, który stoi na jej czele, dał popis swej elokwencji. W czasie głosowania nad składem komisji, „kulturalnie” zwrócił uwagę koledze Łukaszowi Borowiakowi (też PO):
           - Ten kutas Borowiak podniesie łapę, czy mu przypierdolić?!
              Zasłonięcie mikrofon nic nie dało, spicz poszedł w eter. W „Faktach po Faktach” marszałek Sejmu Ewa Kopacz rozłożyła ręce. Stwierdziła, że może tylko sprawę skierować do komisji etyki, a ta wyznaczę karę w postaci nagany lub upomnienia. Na kary pieniężne posłowie się nie godzą!
             Hulaj dusza, diabła nie ma! Jakby walnęło ich po kieszeni, to może częściej trzymali by język za zębami. Chociaż z drugiej strony uposażenia poselskie są tak mizerne, że po zapłaceniu kary byli by pod finansową kreską.
              Panowie p(osłowie) i panie posełki! Kultury, kurwa, kultury! Z chamstwem trzeba walczyć siłom i godnościom osobistom!




piątek, 10 maja 2013

Matóra, to pranie muzgó

            Pisemna matura na poziomie podstawowym z przedmiotów obowiązkowych. Wybierz prawidłową odpowiedź i zaznacz kółkiem (nie krzyżykiem, nie podkreślaj, kółkiem!)

Matematyka
Gdyby wszystkie liście, które w Polsce spadają z drzew jesienią, ułożyć jeden na drugim, to stos byłby wysoki:
  1. na 10 km
  2. na 100 km
  3. że ja pierdolę!
Język polski
Autorką noweli „Nasza szkapa” jest:
  1. Agata Buzek
  2. Maria Konopnicka
  3. Doda
Język angielski
Odpowiedz na pytanie:
- How far to the city center?
  1. - To be or not to be…
  2. - Two miles and fifty yards.
  3. - Fuck off!
    Coś nie tak poszło? Nie martw się! Głowa do góry! - jak mówił kat do skazańca. Jeszcze tak nie było, żeby jakoś nie było! Nie matura, lecz chęć szczera zrobi z Ciebie oficera! Nawet posła, nawet prezydenta! A wtedy – alleluja i do przodu! Maturę można zrobić w tempie ekspresowym, jak Renata Beger!
    W ostateczności można Polskę śrubokrętem naprawiać!
    Już za rok matura, za rok cały!


czwartek, 9 maja 2013

Miliard w plecy – spawacz potrzebny od zaraz!

Jak wiadomo, Komisja Europejska zażąda od Polski zwrotu 79,9 mln euro z funduszy na rozwój obszarów wiejskich. To konsekwencja niewystarczających kontroli wniosków o unijne wsparcie w ramach Wspólnej Polityki Rolnej.
Oczywiście, premier Tusk nie widzi żadnej winy swoich ministrów! My som niewinne! To oni! – pokazuje palcem na poprzedników, czyli SLD i PiS. Sprawa bowiem ciągnie się od 2004 r. Program obowiązywał w latach 2004-2006 i wtedy powinna się odbywać właściwa kontrola wniosków. Ale był to 5-letni program, więc pieniądze były wypłacane mniej więcej w latach 2007-2010. POdczas tego procesu również POwinny zostać przeprowadzone odpowiednie kontrole i zobowiązana do tego była PO. Czyli, po prostu, sprawę zawalili „fachowcy” trzech rządów! Za rządów SLD opracowano wzór wniosków, za PiS je składano, a PO kasowała szmal. 
            W ramach procedury rozliczania wydatków, KE ukarała w sumie 14 krajów członkowskich. W konsekwencji tej decyzji do budżetu UE powrócić ma w sumie ok. 230 mln euro. Największe kwoty ma zwrócić Grecja - łącznie 107,6 mln euro, druga jest Polska, trzecia Wielka Brytania, która ma oddać 10 milionów euro.
Najbardziej szaty ( i nie tylko) darło PiS - my niewinni! - domagając się wyjaśnień od ministra rolnictwa Stanisława Kalemby.
No i wystąpił na konferencji prasowej w Sejmie. Stwierdził lekkim tonem, że o nieprawidłowościach PO wiedziała już dwa lata temu, za ministrowania Marka Sawickiego. Takich spornych spraw, które toczą się w trybie odwoławczym w Trybunale Sprawiedliwości w Luksemburgu jest kilkanaście. Podana przez niego suma powala! Szacunkowo jest to miliard (!) euro!
             Kurwa mać! Czy w tym kraju naprawdę nie ma kompetentnych urzędników?! Byle magazynier odpowiada materialnie za powierzony mu majątek, a za Polskę nikt?! Jaja sobie z nas robią, a Donaldu Tusku nagrody rozdziela! Autostrady trzeba remontować tuż po otwarciu, stadiony budowane na Euro się walą, pociągi jeżdżą jak chcą i kiedy chcą!
            Prawie wszystko co było do sprzedania sprzedano, więc może by tak zlicytować naszych specministrów?! Może ktoś ich kupi? Jakiś Senegal albo Górna Wolta?
            Aha, jeszcze potrzeby fachowiec-spawacz, żeby ich od stołków odspawać!

środa, 8 maja 2013

Walka o kasę - matki, żony i kochanki

           Nie za bardzo wiadomo jakimi kryteriami kierowali się spece Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej postulując ustawę o wydłużonym urlopie macierzyńskim, do jednego roku. Wejść miała w życie 1 września i objąć kobiety, które urodzą po 17 marca tego roku. Jakaś data podana być musiała, ale dlaczego akurat taka, wiedzą tylko „ustalacze”. A jak nie wiadomo o co chodzi, chodzi o szmal!
          Jak było do przewidzenia, rozpoczęły się protesty matek, które urodziły dzieci przed 17 marca, a same nazwały się „matkami I kwartału”. Według wstępnych szacunków jest to kwestia dotycząca 80 tys. maluchów. Wywalczyły swoje, premier Tusk ugiął się pod ich naciskiem i z uśmiechem na ustach stwierdził - zgoda! Oczywiście nie obyło się bez słit fotek! 
           Urzędnicy ministerstwa pracy policzyli, że koszt wejścia w życie ustawy wyniesie około 868 mln złotych . Objęcie projektowanymi regulacjami rodziców dzieci urodzonych do 17 marca to dodatkowo 228 mln złotych.
           Dłuższym urlopem rodzicielskim powinny być objęte wszystkie matki, które są w ciąży w dniu wejścia w życie ustawy - stwierdził poseł Ryszard Kalisz. I jest to logiczne! Tylko nie o to chodzi! Przecież jest to wydłużenie płatnego urlopu macierzyńskiego dla matek, które już urodziły! Właśnie wydłużenie! Tak więc pomieszanie z poplątaniem! Gdyby rozumować jak Ryszard Kalisz ustawa obejmowała by matki dopiero od mniej więcej lipca 2014 r.! O to mu chodzi?!
           Po sukcesie „matek I kwartału” odezwały się „matki IV kwartału”. Petycję Rodziców Dzieci Gorszego Roku 2012 w ciągu czterech dni podpisało się ponad 450 osób. Ciemno to widzę! Tym razem Donaldu Tusku chyba się nie ugnie! Bo gdyby, to odezwą się „matki III, II i I kwartału 2012 r”!
           Co ciekawe petycji nie porą jej „matki I kwartału”. A co, wywalczyły swoje!


wtorek, 7 maja 2013

17 baniek poszło się...

           W zeszłym roku w Lotto, 6 listopada, była do zgarnięcia największa pula w historii, bo aż 51 baniek. Padły trzy szóstki (5, 37, 40, 41, 45, 47) i dwóch „wygranych” odebrało kasę. Trzeci, prawdopodobnie z pomorskich Chojnic (w tamtejszej kolekturze złożono kupon) do dzisiaj się nie zgłosił. 
 
            
            Przepisy określają ten czas na dwa miesiące. Potem jest czteromiesięczne „okienko” na złożenie reklamacji, w którym po dodatkowych formalnościach pieniądze są jeszcze do odzyskania. Okres ten kończy się 7 maja, czyli dzisiaj.
            Jeżeli nikt się nie zgłosi pieniądze nie wrócą do puli wygranych, ale Totalizator będzie je „dokładał" do wygranych gwarantowanych. Na przykład gwarantowana wygrana 2 mln zł. W Lotto. Jeśli uzbiera się mniej niż te 2 mln zł, to suma jest uzupełniana dzięki tej dodatkowej kasie.
            Jest to drugi przypadek nieodebrania najwyższej wygranej w Lotto. Taki przypadek miała miejsce w Boże Narodzenie 2008 r. w Wejherowie. W kanał poszło wtedy 11,8 mln zł.

poniedziałek, 6 maja 2013

Podziemne miasto Kansas City

           Pod północno-wschodnią częścią Kansas City rozciągają się wydrążone w skałach tunele, jamy oraz groty i naturalne, wypłukane kawerny. Zamieszkują je tamtejsi bezdomni, jest to wręcz podziemne miasto. Odkryto je przez przypadek, poszukując złodziei części miedzianych z pobliskiego młyna. 
              Tunele wykonane są bardzo profesjonalnie. Wiodące do nich szyby zabezpieczono przed zasypaniem, są wyposażone w cały system wentylacji. 
              Na powierzchni ziemi znaleziono ślady obozowiska. Tutaj bezdomni prawdopodobnie przebywali w dzień, a także gotowali. W sąsiedztwie korytarzy odnaleziono pieluchę, co może wskazywać na to, że w tym „mieście” przebywają dzieci. Przebywają, gdyż wszystko wskazuje na to, że podziemne groty są ciągle zamieszkałe.
             Policja monitoruje to miejsce. Bezdomni, gdy się pojawią, zostaną usunięci i skierowani do specjalnych ośrodków. Prawdopodobnie wielu z nich z takiej szansy nie skorzysta, gdyż jest to rozwiązanie doraźne. Nie mając przed sobą żadnych perspektyw, tutaj mieli namiastkę domu.




niedziela, 5 maja 2013

Nie tylko chiński polar, czyli pieniądze w śmieciach

              Podwyżka opłat za wywóz śmieci niewiele zmienia w całym systemie gospodarki odpadami komunalnymi. Ocenia się, że rocznie w Polsce powstaje ponad 12 mln ton (!) śmieci, a tylko niewiele z nich trafia do recyklingu, głównie papier, szkło i metale. Reszta latami zalega na wysypiskach. Nabrzmiałym wrzodem są wszelkiego rodzaju opakowania plastikowe, torebki, butelki i pojemniki. Takie materiały naturalnie rozkładają się ponoć 1000 lat! 
  Dotychczas jedynie Chińczycy jako tako sobie radzili z tym problem. Granulat plastikowy jest podstawą wytwarzania polaru.
A tymczasem jako jedyni na świecie, potrafimy z plastiku odzyskiwać ropę naftową. Co najważniejsze, nie musi on być jednorodny, może być z nadrukami, może mieć wielowarstwową strukturę i różną grubość. Możliwe są także wszelkie napylenia metaliczne. Zajmuje się tym firma T-Technology z Bogumiłowa pod Łodzią. Aż 75% energii potrzebnej do przeprowadzenia procesu, pozyskiwana jest z przetwarzanych w procesie odpadów.
Z tony takich śmieci firma produkuje 550 l paliw płynnych, co można przeliczyć na 3 MWh energii elektrycznej. Fabryka ta w ciągu roku jest w stanie wytworzyć ok. 7 mln l paliw, z 12 mln ton plastiku.
Innowacyjna technologia jest chroniona patentami w Unii Europejskiej i Stanach Zjednoczonych. Została wdrożona w wielu krajach, w tym w Indiach, Tajlandii, czy na Słowacji.
Pytanie retoryczne – czy ktoś z się tym w Polsce szerzej interesuje? Nie, nikt. Ministerstwo Ochrony Środowiska woli zajmować się żuczkami i ptaszkami i to nie zawsze skutecznie.

sobota, 4 maja 2013

Włączam, a nie włanczam!

            W państwie opisanym przez George’a Orwella w powieści „Rok 1984” obowiązującym językiem była nowomowa. W założeniu był to fałszywy obraz rzeczywistości, przekreślający możliwość samodzielnego myślenia i wyrażania sądów. Wprowadzone „słowa klucze” same w sobie nic nie znaczą, to wielokrotnie przeżuta papka, kalki językowe i frazesy. „By Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej, „Nie śpij! Wróg czuwa!”, „Bimber przyczyną ślepoty” - przykłady można mnożyć.
            O dziwo, nowomowa w wydaniu codziennym trafiła na salony. Już nikt nie mówi, że było fajnie, wyjątkowo, odlotowo, teraz musi być zajebiście, zajefajnie, cool czy jezzy. 
Scyzoryk mi się kieszeni otwiera, gdy ktoś wyłancza telewizor (czym – kurwa – wyłancznikiem?!), mówi o większej połowie, cofa się do tyłu, czyta tą książkę. Coś jest na rzeczy! Dokładnie! Dżezus!
To „cofanie do tyłu”, masło maślane, to potoczne określenie tzw. pleonazmów. Pierwsza cześć wypowiedzi zawiera bowiem te same treści, które występują w części drugiej. Najczęściej pojawiają się następujące potworki:
- tylko i wyłącznie
- okres czasu
- potencjalne możliwości
- w dniu dzisiejszym
- w miesiącu styczniu, marcu itd.
- fakt autentyczny (!). To już zupełne kuriozum, płynące „z ustów” nawet ludzi kultury, prezenterów i komentatorów.
           I jeszcze jeden potworek! Nic nie można „wziąść”! W języku polskim nie ma takiego słowa! Można jedynie wziąć!
  Inne przykłady zamąceń językowych.
Tworzywo sztuczne to plastik lub plastyk, ale forma plastyk ma charakter dwuznaczny, gdyż tak określany jest artysta plastyk. Lepiej więc mówić plastik.
Poszedł po najmniejszej linii oporu czy poszedł po linii najmniejszego oporu? Jedynie poprawna konstrukcja to iść po linii najmniejszego oporu. Przecież chodzi tu o najmniejszy opór, a nie o najmniejszą linię.
Oryginalny czy orginalny? Tylko oryginalny! Jednak wyraz ten czytać można w dwojaki sposób - zarówno oryginalny, jak i orginalny.
Wysyłamy wiadomość SMS. Mniej oficjalnie SMS-a, a nawet więcej SMS-ów. Wysyłamy bądź dzwonimy pod numer, a nie na numer. Puryści językowi akceptują jedyną formę listu elektronicznego – e-mail. Nie może być email, mejl, imejl! Potocznie można pisać mejle, co zaakceptowała już Rada Języka Polskiego.
A propos języka SMS-ów, tych różnych nara, wporzo, 3maj się! To zupełnie inna bajka! Podobnie jak żargon programistów i legendarne słownictwo oraz gramatyka milicjantów.




piątek, 3 maja 2013

Imię prawdę ci powie! Koko, Toro i Zoe

            Szykuje się zmiana w przepisach odnośnie nawania dzieciom imion. Rodzice będą mogli nadawać dzieciom imiona zdrobniałe i takie, które nie określają płci. Obecnie nie można dziecka nazwać Pipi czy Bibi, ale również zabronione są imiona typu Jaś czy Zosia. Musi to być Jan i Zofia. 
 
            Małgorzata Piotrak, dyrektor departamentu spraw obywatelskich MSW, tłumaczy, że zmiany przepisów są konieczne, gdyż zwiększa się liczba małżeństw z cudzoziemcami. To powoduje wybór imion niespolszczonych, które nie dają pewności co do płci dziecka.
Niby racja, co komu do tego, jak dziecko nie jego, ale... Już widzę „radosną twórczość” i fantazje rodziców! A jakby tak syna nazwać Winnetou? A córkę Mimi czy Fifi?
          Już teraz rodzice wykazują nie lada pomysłowość, by imieniem unieszczęśliwić dziecko.







Poradnik – jak unieszczęśliwić swoje dziecko

Teraz drzwi zostaną otwarte na wszelkie innowacje!
            Już pojawiły się głosy, że jest to presja „środowisk gender”, które podważają tradycyjne rozumienie płci. Nie dość tego! Zgodnie z zasadami, które mają podwaliny w katolicyzmie, imię ma pewne przesłanie, które wiąże się ze świętym patronem. Jak by dobrze pogrzebać w starych księgach, może znajdzie się np. święty Elvis?
           Może być ciekawie, jak w starym dowcipie:
           W parku na ławce siedzi atrakcyjna dziewczyna i czyta książkę. Dosiada się do niej młody chłopak.
- Jaka książkę pani czyta? - pyta.
- „Geografię seksu”.
- Co w niej jest ciekawego?
- Przeczytałam, że najlepszymi kochankami są Żydzi i Indianie.
- Pani pozwoli, że się przedstawię. Nazywam się Mojżesz Winnetou.

czwartek, 2 maja 2013

Przed melanżem był ostry bifor

Komunikacja werbalna między ludźmi jest podstawą porozumienia, dociera do nas w ten sposób, ale 38% to dźwięk, 7 % słowa (pismo). Reszta to mowa ciała.
Jest się nad czym „głowić”, by sensownie i efektywnie przekazywać treści, czyli „aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa”
Mowa, język się zmienia, czasem żyje własnym życiem. Czasem pewne słowa się przyjmują, czasem nie. W zasadzie dokładnie nie wiadomo dlaczego. Nic nie zastąpi już hot doga, pendriva czy weekendu.
Z drugiej strony słowa pojawiają się i znikają zgodnie z modą, zmieniają też znaczenie. To co wczoraj było trendi, cool czy jezzi, dzisiaj jest już passé.
Specyficzny język sms-owy, slang programistów czy nawet słowotwórczość ulicy, wchodzą do codziennego użytku i czasem trudno się w tym rozeznać. Taka mała encyklopedia chu iz chu.
 
Leming
Bezkrytycznie wierzy w to, co usłyszał w telewizji, albo przeczytał w Internecie. Przyjmuje to jako prawdę objawioną, ale sam o swoim intelekcie ma wysokie mniemanie. Taki trochę przeciętniak. Praca, TV, raty, żona i dzieci. Polska młoda sfera średnia, uosobienie mieszczaństwa z niejakimi ambicjami.
Gostek - chłopak, koleś, koleżka
Jezzi - coś na topie, inaczej trendy, cool.
Lajt - Luźno, spokojnie, bezproblemowo.
Bifor – alkoholowa zaprawka przed docelową imprezą.
Hejter
Gościu, któremu nic się nie podoba, wszystko jest głupie, powielane i robione dla szmalu. Jednym słowem - wieczny malkontent. Nie potrafi cieszyć się sukcesem kogoś innego. Wyraz swojemu nastawieniu na „be” daje wyraz na wszelkich możliwych forach, we wszystkich dyskusjach. 
Hipster
Sam siebie przypisuje do kontrkultury, czy też kultury alternatywnej. Ubiera się w lumpeksach w rzeczy, które swoją młodość miały, gdy on skakał gazety na podłogę. Często nosi ze sobą stary, ruski aparat, którym wali jakieś „artystyczne” fotki. Podkreśla jaki to on jest wrażliwy na otoczenie i nieszczęście zwierząt. Często jest to tylko stylizacja, a ciuchy są najwyższej marki. Trochę kojarzy się z niedzisiejszym hippisem.
Melanż - najprościej mówiąc ostra popijawa, gdzie dzieje się, oj dzieje! Trendi jest zapalić „marychę” (staff). Często na melanżach spotykać można fajki wodne (szisze do tytoniu smakowego oraz bongo do staffu). Odbywać się może w różnych miejscach począwszy od ogniska w lesie, a skończywszy na luksusowym wnętrzu.
Na melanżach płeć jest (musi być) mieszana, najczęściej 50/50. Dziewczyny powinny wiedzieć, co je może czekać i czego się od oczekuje.
Bajter - podrabia styl innej osoby (rapowanie, malowanie graffiti). Określenie rodem z kultury hip-hop
Faszering - libacja w grupie.
 
Bikejka - zbitka liter B.K., a oznacza białe kozaczki. Jest to kobietka ubierająca się w białe kozaczki, jeansy biodrówki z cekinami, niezależnie od obwodu bioder i brzucha i różowe (czasem czarne lub białe), obcisłe bluzki nad pępek. W pępku powinien być kolczyk. Na języku też. Włosy obowiązkowo platynowy blond, w najgorszym razie smoliście czarne, ostatecznie „borsuk, ale już obciach. W uszach kolczyki typu „obręcze”. Taka paris hilton dla ubogich, ale sobie się podoba. Na dyskotekach zawsze ma powodzenie.
Fail coś „nie halo”, „nie bangla”. Po prostu coś nieudanego, do dupy.
Fokson totalna lufa, odjazd „po spożyciu”. Inaczej kapa, foka, dojazd, zajeba, rakietixon.
Gringo - siedzi pod sklepem w charakterystyczny dla Meksykanów sposób. Preferuje najtańsze trunki, byle się najebać.
 
Geek
Gościu specyficznie uzdolniony (najczęściej informatyk), wyraża się zwrotami często niezrozumiałymi dla zwykłego człowieka. Nawiedzony, ze specyficznym poczuciem humoru. Czai go tylko własne środowisko. Klasyk na ubiór nie zwraca najmniejszej uwagi, preferuje rozciągnięte swetry. Odmiana z wyższej półki stylizuje się na pełen markowy luz.
Mainstream - (ang. główny nurt) - aktualnie panujący trend, coś co jest popularne, znane bardzo szerokiej widowni, co „się sprzedaje”. Często jest to synonim kultury popularnej.
Slamowanie poezja na żywo, głownie improwizowana. Prezentacje są najczęściej bardzo ekspresyjne, w klimacie typowej knajpy. W recytowaniu tych wierszy ważniejsza jest forma przekazu niż sama treść. Słowa powszechnie uważane za wulgarne są kanwą wierszy.
Lamer - wie niewiele o komputerach lub grach komputerowych, ale jednocześnie ma bardzo duże mniemanie o sobie. Poucza innych, wymądrza się, łamie netykiete, nie ma skrupułów przed używaniem chetów. Określenie bardzo pogardliwe, mniej negatywny jest noob.
 
Swinger - osoba preferująca seks bez zobowiązań, w każdej konfiguracji. Modne są specjalne kluby, spotkania, wymiana internetowa namiarów.
Piczyz ( peaches ) - czyli „głupia pipa”. Stała bywalczyni solariów i klubów disco. Często łączy w sobie pojęcia skwarki i solaris.
Troll – dziecko i zmora Internetu. Pokemon atakujący fora dyskusyjne swoim bezsensownym i głupim StYllEm Pi$h@n!@ oraz licznymi błędami ortograficznymi
Wigger
Wigger, wigga - biały murzyn. Wyróżnia się noszeniem koszulki xxxxxl, złotych łańcuchów i czapki daszkiem do tyłu. Oczywiści słucha tylko rapu
WTF? - (ang. What The Fuck), czyli dosłownie „Co jest kurwa?". Popularny akronim używany głównie, gdy nie można czegoś zrozumieć, jakiejś sytuacji, jakiegoś zdarzenia. Inaczej - wielkie zdziwienie.
Yuppies - określenie stosowane dla grupy młodych, dobrze wykształconych ludzi, których charakteryzuje wysoki profesjonalizm, indywidualizm, dążenie do osiągnięcia w krótkim czasie kariery zawodowej i sukcesów finansowych oraz zamiłowanie do luksusu.
Squat, - (spolszczane skłot) - opuszczone pomieszczenie lub budynek, zajęty, przeważnie, bez zgody właściciela. Squatersi swoje postępowanie tłumaczą tym, iż uważają, że prawo do zaspokojenia swojej potrzeby jest ważniejsze od prawa, w tym czyjegoś prawa własności. Jest ono w wielu krajach przestępstwem, w niektórych postrzega się je jedynie jako konflikt pomiędzy właścicielem a squatersem (w Polsce taka sytuacja zachodzi tylko, jeśli squaters może udokumentować, że zamieszkiwał dany budynek dłużej niż 3 miesiące), w którym państwo staje zazwyczaj po stronie właściciela.
Loading - nabranie energii, ładowanie akumulatora...




 




środa, 1 maja 2013

Umartwianie się, jaja, silna wola, czyli BEZ…

Święto może mieć charakter religijny (np. Boże Narodzenie), narodowy (np. Trzeciego Maja), państwowy (np. Święto Niepodległości) lub międzynarodowy (np. Dzień Praw Człowieka). Może upamiętniać jakieś wydarzenie (np. bitwę), podkreślać wagę pewnych problemów (np. sprzątanie świata), może też być okazją do uczczenia osoby (np. Jana Pawła II) czy grupy społecznej (np. pracowników) lub zawodowej (np. górników).
Z większością świąt wiążą się pewne zwyczaje i uroczysty sposób celebrowania. Niektóre łączą przyjemne z pożytecznym, są bowiem dniem wolnym od pracy.
Różnorakich świąt, obchodów i specjalnych dni namnożyło się tyle, że w zasadzie każdego dnia roku coś tam przypada. Niektóre święta nie dość, że nic nie „dają”, to jeszcze „zabierają” przylepiając etykietkę – bez. To „bez” jest niekiedy bardzo oryginalne!
  Dzień bez zakupów
To sól w oku wszelkich handlowców! W Europie przypada w ostatnią sobotę listopada, a w USA w piątek po Święcie Dziękczynienia. Ustanowiony został jako protest
przeciwko zbędnym zakupom i nadmiernej konsumpcji dóbr w krajach rozwiniętych.
Zamiast zakupów proponuje się uczestnictwo w wydarzeniach kulturalnych, spędzanie czasu z rodziną, aktywny wypoczynek, co ma służyć umacnianiu więzi społecznych.
Święto zostało ustanowione na początku lat 90. (prawdopodobnie w 1992 r.) w Stanach Zjednoczonych.
W Polsce po raz pierwszy Dzień bez Zakupów odbył się w 2003 r., a obchodzono go w kilku miastach Polski (m.in. w Gdańsku, Łodzi i Warszawie).

Dzień bez spodni w metrze
Dzień bez spodni wymyśliła w 2002 r. grupa siedmiu młodych Amerykanów. Rozpropagowali pomysł i się przyjęło prawie na całym świecie. W tym roku święto przypadające na drugą niedzielę stycznia, obchodzono w 50 miastach, również w Warszawie.







Światowy dzień bez samochodu
To międzynarodowa kampania ekologiczna, obchodzona corocznie 22 września. Kończy Tydzień Zrównoważonego Transportu (Tydzień Mobilności).
W tym dniu centra wielu miast zamykane są dla ruchu samochodowego. Idea powstała w 1998 r. we Francji. Celem kampanii jest kształtowanie wzorców zachowań proekologicznych, przekonanie do alternatywnych środków transportu jak np. rower.
W Polsce Dzień bez Samochodu obchodzony jest od 2002 r., pod patronatem Ministerstwa Środowiska. W 2008 r. do kampanii przyłączyły się 84 polskie miasta i ich liczba z roku na rok rośnie.

Dzień bez Futra
Jest to polskie święto obchodzone 25 listopada od 1994 r.. Zostało ustanowione na IV Ogólnopolskim Kongresie „Teraz Ziemia” przez działaczy Klubu Gaja oraz Frontu Wyzwolenia Zwierząt. Celem obchodów jest zdelegalizowanie hodowli i zabijania zwierząt dla futer. W 2003 r. w organizację Dnia bez Futra włączyły się Stowarzyszenie Empatia oraz Fundacja Viva! Akcja dla zwierząt, które są również organizatorami Światowego Dnia Wegetarianizmu, Ogólnopolskiego Tygodnia Wegetarianizmu oraz Dnia Ryby.

Dzień bez dymka w płuco
Dzień bez Papierosa obchodzony jest 31 maja. Wiadomo o co chodzi!
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ustanowiła 7 kwietnia Światowym Dniem bez Papierosa w 1987 r. Rok później przeniosła święto na 31 maja.











Radość dla męskiego oka
Międzynarodowy Dzień Bez Stanika świętowany jest 30 maja. Mężczyźni modlą się o pogodę, wręcz upał, bo więcej przyjemności z oglądania!













Bez rzucania mięsem
17 grudnia obchodzimy w Polsce Dzień bez Przekleństw. Tego dnia w wielu miastach odbywają się happeningi, mające na celu propagowanie „literackiej” polszczyzny, a nie „łaciny”. Tego dnia żadna „krzywa” nie przejdzie!






Stop foliowym torebkom!
Dzień Bez Toreb Foliowych przypada 23 stycznia. Tego dnia pożądane jest robienie zakupów z babciną siatką, torbą ekologiczną czy uszytą z materiału. To foliowe świństwo rozkłada się ponoć 1000 lat!









Bez sms-ów i próżnego gadania
Od 10 lat w rocznicę bitwy pod Grunwaldem (15 lipca) przypada Dzień bez Telefonu Komórkowego. Wymyślili to internauci. Święto uzyskało rozgłos w dość nietypowy sposób. Wieść o nim rozniosła się na całym świecie, za pomocą tzw. „łańcuszka szczęścia”.
Hmmm… Starczy! Jeszcze deser! A propos – bez…
- Jak się nazywa murzyn bez jaj?
- Czarny bez.





wtorek, 30 kwietnia 2013

W kanał, czopki, przez oczy albo opary

            Wiadomo – alkohol mój wróg, więc leję go w mordę! Są jednak i inne sposoby, by się nawalić, a ich zaletą jest to, że z pyska nie jedzie z obory. O dziwo, nie wszystko wymyślili Ruscy, chociaż ich innowacyjne metody, doświadczenia i zwyczaje, to materiał na doktorat i nie tylko z psychiatrii! Z chemii też.
 Nowa moda - Vaportini
             Wpadła na to chicagowska barmanka Julie Palmer, po wizycie w szwedzkiej saunie, gdzie zamiast wody używano wódki. Ewidentny plagiat! Ruskie tak piją od dawna!
Vaportini składa się ze szklanej kuli, słomki, metalowego pierścienia i świeczki. Aby podgrzać alkohol do momentu parowania, wykorzystać można też zwykłą szklankę. Potem za pomocą słomki wdycha się opary.
Skutek jest natychmiastowy!            
            Podobno pełny odlot, a i wątroba nie obciążona! 
Czopki, lewatywa i przez oczy
             Amerykańscy i brytyjscy studenci zainicjowali nową, pijacką modę – „vodka eyeballing”. Wlewają sobie alkohol wprost do oczu, albo aplikują w czopkach, które robią sami. Są to po prostu nasączone wódką tampony. Wszystko za sprawą teorii, że alkohol bardzo dobrze ichnia się przez błony śluzowe. Wlewanie wódki do oka skończyć się może ślepotą, a jeszcze w dodatku ponoć boli.
Można też robić lewatywę, albo walić wódę bezpośrednio w kanał, ale jest to jazda po bandzie! I to bez trzymanki!
Znanych jest co najmniej kilka śmiertelnych przypadków - dotyczą on m.in mężczyzny, który walnął sobie lewatywę z alkoholu czy kobiety z Huston (USA), która zabiła męża serwując mu lewatywę z sherry. Był alkoholikiem, ale nie mógł normalnie pić wódki czy wina, gdyż miał owrzodzone gardło.
Nic to! Straszyć to my, a nie nas! Dla hardcorów liczy się efekt!

 

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Jedzcie, pijcie i rozmnażajcie się!

          Mierzyć można wszystko! Długość, obwód, jak wisi i jak stoi! Głębokość i szerokość też! Można też bić rekordy - ilość dzienna, miesięczna czy roczna. Czas onanizmu, spermę mierzyć na litry, w setki ilość kochanek i nałożnic. Wszystko gwoli pomnażania rodu ludzkiego!
           A propos... Jak to drzewiej bywało i teraz z nocą poślubną.
Kiedyś nowy żonkoś wchodził do sypialni, gdzie czekała na niego połowica ubrana w koszulę nocną z „dziurką do robienia dzieci”. Śmiało zagajał:
`          - Nie gwoli swawoli, ale gwoli rodu ludzkiego pomnożenia, daj mi waćpanna swego przyzwolenia!
           - W imię ojca i syna, niech waćpan zaczyna! - odpowiadała kobieta.
           A teraz? Wchodzi ślubny do sypialni, gdzie na kanapie sód mnóstwa poduszek czeka naga oblubienica.
           - Na chuj te poduszki?! - pyta.
           - A ja was wiem? Jeden lubi z poduszkami, drugi bez! - pada odpowiedź.
           Dziwne jest to, że to „pomnożenie” wymyka się racjonalnym osądom. Bo jak jednocześnie można „pomnażać” i być przeciw in vitro?! Przecież Bóg dał dziecko, da i na dziecko! Niektórzy i niektóre wiodą prym, zadziwiają swoimi osiągnięciami, ale kudy im do rekordzistów!
 
             Marokański władca z pierwszej połowy XVIII wieku, Moulay Ismail Ibn Sharif, władca dynastii Alaouite, znalazł się w Księdze Rekordów Guinessa jako najbardziej płodny mężczyzna w historii. Ponoć dał życie co najmniej 342 dziewczętom i 525 chłopcom. A do roku 1721 r. liczba jego męskich potomków (synów i wnuków) wzrosła do 700. Miał w czym wybierać, gdyż jego harem liczył 500 żon. Jak by nie patrzeć, niektóre pewnie leżały odłogiem! 








 
            Z oczywistych względów kobietom trudno taki rekord ustanowić. Rekordzistką pod względem liczby urodzonych dzieci jest Fiodorowa Wasilijewa (1707-1782) nieznana z imienia, rosyjska chłopka, żona Fiodora Wasilijewa. Pochodziła z Szui, wsi położonej na wschód od Moskwy. W latach około 1725 -1765 urodziła 69 dzieci, z czego tylko dwójka zmarła w okresie niemowlęcym. Była 27 razy w ciąży, ale wszystkie ciąże były mnogie. Urodziła 16 par bliźniąt, siedem razy rodziła trojaczki i cztery razy czworaczki. Po jej śmierci Fiodor ożenił się ponownie.







 
             Tytuł najbardziej płodnej, żyjącej kobiety świata należy do Leontiny Albiny z San Antonio w Chile, która jest matką 55 dzieci. Ma już ponad sześćdziesiąt lat, więc chyba rekordu Wasiljewej nie pobije. Sama twierdzi, że urodziła łącznie 64 potomków, jednak nie zostało to udokumentowane. 


niedziela, 28 kwietnia 2013

Śmierć nie żyje! Granice prowokacji i odjazdu w sztuce

            Sztuka od zarania kami się przekraczaniem kolejnych barier, tabu czy zakazów. Bez tego byłą by martwa. Są jednak granice, których przekroczenie nie świadczy o „szukaniu”, a raczej o popierdolonym umyśle i walniętej psyche. Przy niektórych dokonaniach, papież przygnieciony meteorytem, obóz koncentracyjny z klocków Lego czy ukrzyżowanie genitaliów – to pikuś!
Per Yngve „Dead” Ohlin był wokalistą black metalowego zespołu „Mayhem” (Okaleczenie). 8 kwietnia 1991 r. popełnił samobójstwo w swoim mieszkaniu w Oslo – podciął sobie żyły i strzelił w głowę. Kumpel z kapeli, który znalazł ciało – gitarzysta Øystein Aarseth (Euronymous) - pierwsze, co zrobił, to pobiegł do pobliskiego sklepu po aparat fotograficzny i zrobił kilka zdjęć martwego Deada. Jedno z nich trafiło później na okładkę bootlega „Dawn of the Black Hearts”. Euronymous z początku opowiadał, że przed przyjazdem policji przyrządził sobie sałatkę z szynki, mrożonych warzyw i fragmentów mózgu Ohlina, od czego się jednak później odciął. Niezaprzeczalny jest jednak fakt, że z kawałków czaszki Deada zrobił amulet sobie i i ówczesnemu perkusiście „Mayhem” Hellhammerowi. Fragmenty kości rozesłał też znajomkom z innych kapel - między innymi do szwajcarskiego „Samaela" i szwedzkiego „Marduka”.
Dead, co tu ukrywać, był mocno walnięty. Gdy miał trzy lata, przeżył śmierć kliniczną, co sfalowało jego psychikę. Zaczął postrzegać się jako istota nie z tego świata. Przed koncertami zakopywał w ziemi na całe tygodnie swoje ubrania, zakładał przed koncertem, co niby lepiej pozwalało mu „wczuć się w atmosferę rozkładu” emanującą ze sceny.
Podczas jednej z tras „Mayhem” Dead znalazł martwego kruka, którego trzymał w plastikowej torbie. Wąchał go przed wyjściem na scenę, by poczuć zapach śmierci. Podczas koncertów ciął zebrane obok wzmacniaczy świńskie głowy, a czasem dosłownie siebie. W 1990 r. w Sarpsborgu, po scenicznej zabawie ze stłuczoną butelką - „tulipankiem”, trafił do szpitala z powodu utraty dużej ilości krwi. Dead wielokrotnie powtarzał, że niedługo umrze, w końcu dotrzymał słowa. 
Dead i Euronymous
Euronymousa i Kristiana Vikernesa (ps. "Varg" - z norweskiego "Wilk", wtedy basista Mayhem), po śmierci Deada pociągnęło w stronę w stronę dziwacznej, mrocznej organizacji „The Black Circle”. Jej członkowie oddawali się pogańskim rytuałom, ale również podpalali kościoły. Sam Wilk przyznał się m.in. do zjarania słynnej zabytkowej świątyni Fantoft z dwunastego wieku. Jej zgliszcza ozdobiły nawet okładkę EP-ki Burzum Aske (Popioły).
Jak gminne wieści niosą Euronymous 10 sierpnia 1993 r. wkurwił Wilka. O co poszło, tak dokładnie nie wiadomo, ponoć o dupę albo jakiś szmal. W każdym bądź razie, Wilk zadał Euronymousowi 23 ciosy scyzorykiem - dwa w głowę, pięć w szyję i 16 w plecy. Ten skamląc uciekał w samych gaciach, ale Wilk zaciukał go na amen. Bronił się, twierdząc, że większość ran Euronymousa, to ślady tym, jak ten wpadł na fragmenty potłuczonej lampy. Tak czy siak trafił do pierdla. I prędko na basie nie zagra.


sobota, 27 kwietnia 2013

Niewinna jako lelija Beata Sawicka

Sąd Apelacyjny w Warszawie orzekł, że Beata Sawicka i burmistrz Helu Mirosław Wądołowski są uniewinnieni z zarzutów korupcji. W pierwszej instancji (2012 r.) sąd skazał posełkę na trzy lata w cieniu, pozbawienie praw publicznych na cztery lata i 40 tys. zł grzywny. „Burmajstra” na dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat i 20 tys. zł grzywny.
W uzasadnieniu usłyszeć można było, że dowody zostały uzyskane przez CBA nielegalnie, a metody były „totalitarne”, a „demokratyczne państwo wyklucza testowanie uczciwości obywateli”.
Taak… Pięknie, kurwa, pięknie! I jeszcze:
„To z Konstytucji RP, z zasad demokratycznego państwa prawnego wynika, że operacyjna inwigilacja obywateli w celu zdobycia przeciwko nim materiałów mających następnie stanowić materiały w postępowaniu karnym jest niedopuszczalna, bezprawna i nielegalna dopóty, dopóki nie istnieją uprzednio uzyskane informacje rodzące choćby domysł, że ta osoba już popełnia bądź jest w stanie popełnić przestępstwo” - stwierdził sąd w uzasadnieniu. 
Otóż przesłanki co do charakteru i „siły moralnej” Beaty Sawickiej, proszę wysokiego sądu, były! To, że agent Tomek je wykorzystał zgodnie z założonym zadaniem, to inna inszość!
Nielegalne metody? Czyżby agent Tomek przystawił jej pistolet go głowy, siłą do łóżka zaciągnął, a potem zgwałcił? Czyżby Beata Sawicka była „pierwszą naiwną”, nie wiedziała jakie lody kręci? Czyżby sąd zapomniał jakie sms-y słała posełka do agenta Tomka? I jeszcze jedno. Jeżeli cala akcja była nielegalna (jak autorytatywnie orzekł sąd), to sprawę spaprali przełożeni agenta Tomka, a nie on i oni powinni beknąc. Swoją drogą, nie słyszałem, aby toczyło się jakiekolwiek postępowanie wyjaśniające - legalna czy nielegalna – a Mariusz Kamiński (ówczesny szef CBA), wręcz twierdzi – wszystko było przeprowadzone zgodnie z odpowiednimi przepisami.
Trudno było nie przyznać, że 50 tysięcy wzięła bez oporu, co jest „naganne moralnie” ale jest, zgodnie z orzeczeniem sądu – niewinna!
Zawsze Sąd Apelacyjne kojarzył mi się z odwołaniem opartym na jakiś racjonalnych podstawach. Nowe dowody, błędy proceduralne, nowi świadkowie… A tu nic z tych rzeczy!
O co tu, kurwa, chodzi?! Jest jakieś prawo czy go nie ma? Jeden sędzia mówi winna, drugi niewinna! Któryś z nich jest niedouczony! Przecież wyrok nie może zależeć od jakiegoś widzimisię sędziego! Jeden z nich powinien wisieć za jaja!
A teraz Beata Sawicka i burmistrza Helu mają możliwość wystąpienia o odszkodowanie, liczone pewnie w dziesiątkach, jak nie setkach tysięcy.
Ten kuriozalny wyrok spowodował, że była posełka już nie zalewa się rzęsistymi łzami. Wręcz przeciwnie, satysfakcja bije od niej jak od obrazu „niepokalanej”.
Aha, warto zapamiętać nazwisko przewodniczącego sądu apelacyjnego, który firmuje ten wyrok. Paweł Rysiński.
           Wróżę mu ministerialną karierę, ale tylko pod skrzydłami PO. Bój się pan Pis-u! Pamiętliwi są!


piątek, 26 kwietnia 2013

Prawo jazdy czy jazda po kursantach?

           57-letnia Lucyna L. mieszkająca we wsi między Lublinem a Łęczną, 12 razy podchodziła do egzaminu na prawo jazdy. Z częścią teoretyczną nie miała kłopotu, na palcu manewrowym też jakoś jej szło, zawsze jednak oblała jazdę po mieście.
           Dwunasty raz do egzaminu podeszła w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego w Lublinie. I szło jak zawsze! Część teoretyczna i plac manewrowy - do przodu!
           Gdy do skody wsiadła egzaminatorka, by wyruszyć „w miasto”, Lucyna L. Zaoferowała jej dwa tysiące złotych łapówki za „zaliczenie jazdy”. Zawiadomiono policję, a dowodem próby korupcji jest nagranie z monitoringu. Kobiecie grozi do 10 lat więzienia.
           Sprawa wydaje się banalna, ale budzi kilka wątpliwości. Przede wszystkim kwestia wymagań egzaminacyjnych. Zdobycie prawa jazdy w Polsce staje się drogą przez mękę. Odnosi się wrażenie, że egzaminatorzy chcą na siłę „uwalić” kursanta. Wiąże się to przecież z dodatkową kasą, za następne podejścia. 
            Może by tak posłużyć się wzorami amerykańskimi?
            W stanie Kalifornia 18 latek, który chce posiadać prawo jazdy udaje się do odpowiednika polskiego wydziału komunikacji, składa odpowiednie dokumenty, wnosi niewielką opłatę i... przystępuje do egzaminu (część teoretyczna i praktyczna). Bez kursu, bez nauki jazdy. I co najważniejsze – egzamin jest łatwy, ponoć nawet bardzo łatwy. Sztuką jest, żeby go nie zdać.
            Delikwent ma trzy podejścia, dopiero jeśli nie zda, kierowany jest na kurs. Godzina jazdy z instruktorem kosztuje 50 – 60 USD, co przy tamtejszych zarobkach nie jest dużym wydatkiem. Jak czuje się na siłach przystępuje znowu do egzaminu, ale płaci za każde podejście 6 USD.
            Jazdy uczą rodzice, starsze rodzeństwo, albo inne osoby posiadające prawo jazdy i samochód. Nastolatkowie mogą pod kontrolą dorosłych prowadzić pojazd. Opiekun musi jednak siedzieć w samochodzie tak, by móc w razie niebezpieczeństwa przejąć nad nim kontrolę.
            W USA niemal każdy chce posiadać prawo jazdy i prawie każdy je ma. Coś jak u nas z rowerami – kto się pyta: kiedy i jak nauczyłeś się jeździć? I aby poruszać się po drogach publicznych osoby pełnoletnie nie potrzebują żadnych specjalnych uprawnień!

czwartek, 25 kwietnia 2013

Nowak nie odpuszcza – Nergal na celowniku

           Tropiciel sekt i „obrońca uczuć” Ryszard Nowak nie odpuszcza. Po uniewinnieniu Nergala (zarzut profanacji Biblii podczas koncertu w gdyńskim klubie „Ucho” w 2007 r.), od wyroku sądu odwołali się i Ryszard Nowak, i posłowie PiS, którzy również poczuli się obrażeni. Tak więc przed Sądem Rejonowym w Gdyni od kilku tygodni ponownie toczy się proces. 
             Nie dość tego, Nowak oskarżanie „o obrazę uczuć religijnych” rozszerzył. Według niego Nergal miał zbezcześcić Pismo Święte nie tylko w czasie koncertu w gdyńskim klubie Ucho, ale także podczas innych występów, które w 2007 r. odbyły się w ramach trasy koncertowej Behemotha promującej płytę „The Apostasy”. Efektem tego jest zaangażowanie do sprawy prokuratur z Warszawy, Torunia, Poznania, Krakowa, Katowic, Wrocławia, Łodzi i Rzeszowa.
            - O ile mi wiadomo, w sumie było ok. 20 takich koncertów. Część odbyła się w Polsce, a część za granicą - twierdzi Nowak.
             Dżesus! Czy to ma oznaczać, że do sprawy włączone zostaną następne prokuratury?!
             Fakt jest faktem – Nergal Biblie podarł, opatrując to „wyrazistym” komentarzem. Tylko zawiadomienie o przestępstwie złożone zostało na podstawie nielegalnego zapisu koncertu. Z drugiej strony, czyny polegające na publicznym znieważeniu przedmiotów czci religijnej ulegają przedawnieniu po pięciu latach.
             Prosty rachunek 2007+5=2012. Poziom szkoły podstawowej. Szkoda czasu i atłasu na takie brednie! Ale prokuratura musi się do zarzutów ustosunkować.
            Ryszard Nowak to swoisty Maciarewicz walki z satanizmem. Od sześciu lat jest szefem Ogólnopolskiego Komitetu Obrony przed Sektami. Stworzył „Czarną listę zespołów satanistycznych”, na którą wpisał ok. 40 zespołów z Polski i z zagranicy. Z pasją składa doniesienia do prokuratury, a zło widzi wszędzie i u każdego. Poza Nergalem i Dodą narazili mu się także m.in. raperzy Hukos i Peja, Bas Tajpan, a nawet Lech Wałęsa.
           Hmmm... Może przydała by mu się wizyta u okulisty? Wtedy rozróżni źdźbło od belki.